Pierwszy Zbór Kościoła Chrześcijan Baptystów w Poznaniu

Bóg mnie wysłuchał to niemożliwe!

Byliśmy zwyczajnym małżeństwem z dwójką dzieci: Wiktorią i Oliwią. Mój mąż, Krzyś pierwszy poznał miłość SłonecznieJezusa Chrystusa i chciał mi ją pokazać. Ja jednak nie chciałam jej poznać. Było mi dobrze w tym świecie. Myślałam już, że wszystko mam i że moje życie jest cudowne. Niczego nam nie brakowało. Nigdy też nie zastanawiałam się, czy jest Bóg i nie czułam pragnienia poznania Go.

Krzysiek jednak Go poznał i to tak nagle, że ja dopiero wtedy poczułam się nieszczęśliwa. Myślałam sobie: co to za Bóg, skoro ja cierpię?! Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Krzyś lgnął do Niego całym sercem, a ja… nie!

Myślałam, że zwariował i czekałam, aż mu kiedyś przejdzie. Czekałam, czekałam i czekałam. Ale doczekać się nie mogłam! Myślałam: sama sobie nie poradzę, więc poszłam po pomoc do księdza. Najpierw do fary, tam proboszcz dał mi kontakt do księdza, który zajmował się takimi przypadkami. Proboszcz powiedział mi też, że mam działać szybko, bo on zna takie małżeństwa, które z tego powodu skończyły się rozwodem.

To mnie przybiło, ale jednocześnie skłoniło do szybkiego działania. Okazało się, że ten ksiądz mieszkał w naszej gminie. Umówiłam się z nim i załamana opowiedziałam mu o wszystkim od początku do końca. Zmartwił się i powiedział, żebym umówiła go z mężem. Krzysiek poszedł na spotkanie z nim, ale wrócił rozbawiony. Według niego ksiądz mówił same bzdury. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Zaczęłam trochę słuchać tego, co mówi na temat Boga, trochę uczestniczyć w tym, w czym on. Poszłam z nim do zboru. Pamiętam, że weszliśmy razem, ale szybko się zorientowałam, że stoję sama, bo Krzyś poszedł do przodu. Chwile posłuchałam, ale jak zaczęła się ta sama piosenka trzeci raz z rzędu, to zaczęło mi się trochę nudzić. A jak zobaczyłam modlących się ludzi, pomyślałam: o nie, to chyba jakaś sekta, ja muszę mu pomóc! Wyszłam stamtąd czekając na swojego męża. Kiedy wyszedł, zdenerwowana stwierdziłam, że już więcej nie chcę tu być. To wszystko było jakieś podejrzane. Pomyślałam: skoro jestem kochającą żoną, to muszę coś z tym zrobić. Zaczęłam rozmawiać o tym z rodzicami – chociaż oni sami widzieli, że z Krzysiem coś się dzieje. Oczywiście każdy miał tę samą teorię, że zwariował. Wszyscy w rodzinie stwierdzili, że trzeba mu pomóc. Chcieliśmy wysłać go na leczenie. A jeśli nie będzie chciał – to na przymusowe leczenie. Jednak mój mąż miał taki spokój w sobie, że wszystkich doprowadzało to do szału. Wiedziałam, że tak naprawdę wszyscy patrzyli na mnie, czekając, jaką decyzję podejmę. Wszyscy mi współczuli, a ja czułam się taka pokrzywdzona i biedna. Wciąż powracały te same myśli: co to za Bóg?!

To były dla mnie ciężkie chwile, bo czułam się strasznie samotna. Jak nigdy wcześniej. Myślałam: co będzie z moim mężem. Chciałam mu pomóc. A on tylko odpowiadał: przyjdź do Boga, bo On na ciebie czeka i cię kocha. Jak on mnie może kochać – myślałam – skoro nigdy nie miałam tak złego życia, jak właśnie teraz!

Wszyscy nalegali, żebym zadzwoniła do lekarza. Miałam już nawet jego numer telefonu w ręku, ale jakoś nie mogłam tego zrobić. Sumienie mi nie pozwalało. Z drugiej jednak strony wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, to zaczną mnie oskarżać, że zła żona ze mnie. Zaczęłam z moim mężem czasem chodzić do zboru. Poznawał mnie z chrześcijanami i wciąż modlił się o mnie. Ja patrzyłam na to, co się dzieje i nie mogłam tego pojąć. Nie wierzyłam w to. Myślałam, że ci ludzie popadają w coś, jakby trans, i bałam się tego. Ja nigdy nie modliłam się do Boga, nigdy z Nim nie rozmawiałam. Dla mnie po prostu Go nie było. Wstydziłam się tego. Denerwowało mnie to, krępowało. Dziwne to uczucie. Jednak coraz bardziej interesowało mnie szczęście i radość tych ludzi. Chodziłam z Krzysiem do zboru, spotykaliśmy się też z chrześcijanami. Sama z siebie chciałam się zmienić. Ale nie udawało mi się. Czasami myślałam, że ludzie modlący się są naiwni. Krzyś wciąż modlił się o mnie z innymi nawróconymi ludźmi. A ja sądziłam, że to głupie. Czasem nawet żartowałam sobie, że jak ja się nawrócę, to będzie cud. Uważałam, że doskonale siebie znam i myślałam: to nie dla mnie, to niemożliwe. I tak mijał miesiąc za miesiącem, a ja powoli zaczęłam się do tego stanu przyzwyczajać. Tyle że byłam coraz bardziej nieszczęśliwa. Zaczęliśmy się oddalać od siebie. On był wierny Bogu i wciąż modlił się o mnie, choć już między nami wszystko jakby wygasło. On szukał Boga, a ja czułam, że my się gubimy. I tylko płakałam, płakałam, płakałam… Mijał kolejny miesiąc i następny… Wreszcie zaczęłam wołać do Boga – we łzach, w samotności, prosiłam, żeby mi pomógł, czemu mnie tak zostawia?! Jeśli istnieje naprawdę, niech mi pokaże, że też mnie kocha! Prosiłam, złościłam się, byłam pełna goryczy i nienawiści, zmęczona tym wszystkim. Po raz kolejny otworzyłam swoje serce przed Bogiem i szczerze prosiłam, żeby mnie nie zostawiał, bo nie mam już sił. Byłam bardzo zmęczona, ale spokojna. Głupio się czułam, kiedy pomyślałam: co ja zrobiłam. A jeśli stanę się taka jak on, będą mnie wytykać palcami. Ale tak bardzo potrzebowałam pomocy. Na drugi dzień Krzyś przyszedł z pracy, usiadł i powiedział, że to już koniec. Wystraszyłam się. Pomyślałam, że to koniec z Bogiem, a w sercu nie chciałam tego. Przytulił mnie i powiedział, że teraz będzie już wszystko dobrze, że będziemy razem. Stałam sztywna, nie wiedziałam, o co chodzi: Bóg mnie wysłuchał, to niemożliwe! – pomyślałam. On mnie też kocha?!

Tak zaczęła się moja droga z Bogiem. Poczułam się z dnia na dzień coraz szczęśliwsza. Nagle zaczęło być cudownie. Czułam, że Bóg opiekuje się mną. Czułam Jego miłość. Bóg wysłuchiwał moich modlitw, szczerych, płynących z głębi serca. Pomagał mi, kiedy bardzo Go o to prosiłam. Gdy bardzo czegoś pragnęłam – dawał mi to. Bóg jest miłością. Jest Wszechmogący. Jest wielki! Miłość Boga jest niesamowita. Nikt nigdy mi takiej miłości nie okazał. Jest to ogromna radość, której nie da się opisać słowami, bo nie ma takich słów. Chcę poznawać Go coraz bardziej i trwać w Nim na wieki!

Ewelina Kaczmarek

Wróć