Od urodzenia byłem wychowywany w rodzinie katolickiej. Przez cały ten czas myślałem, że do zbawienia potrzebne jest tylko chodzenie do kościoła i bycie dobrym człowiekiem i starałem się nim być. Regularnie chodziłem do kościoła choć nie miało to przełożenia na moją wiarę. O Bogu rozmawiałem często z moim przyjacielem który jest świadkiem Jehowy. Wiedziałem o Nim i Jego przykazaniach, ale łatwiej mi było żyć według swego poglądu na świat niż według Bożego Słowa. Nigdy nie odczuwałem potrzeby czytania Pisma Świętego nawet jak mnie ktoś zachęcał. W sierpniu zacząłem spotykać się z koleżanką z pracy. Na którymś spotkaniu powiedziała mi, że dla niej najważniejszy jest Bóg i nie chce żeby miłość do człowieka przesłoniła jej to co najważniejsze. Nie mówiąc jej o tym pomyślałem sobie, że to jest nie możliwe żeby poświęcić miłość do drugiego człowieka, ponieważ ważne dla mnie było to aby jak najlepiej wykorzystać szczęście tu na ziemi. Krótko po tym wydarzeniu zaproponowała mi abym przeszedł na nabożeństwo. Nie bardzo wiedziałem co tam zastane i jak mam się zachować. Zaplanowałem sobie, że rano pojadę na nabożeństwo a wieczorem do kościoła katolickiego. Na mszę do kościoła katolickiego nie dotarłem. Podczas nabożeństwa poczułem że chcę bliżej poznać Boga. Zacząłem czytać Pismo Święte i dostrzegłem to co było złe w moim życiu. Zerwałem z moim nałogiem palenia papierosów i to dzięki Bogu. Któregoś dnia powiedziałem sobie dość nałogu i pomyślałem że za każdym razem kiedy przyjdzie ochota zapalić przeczytam Słowo Boże. Byłem wtedy na nocce w pracy i miałem przy sobie Ewangelię Jana, przeczytałem ją dwa razy. Cały czas zastanawiałem się co znaczy wierzyć, i podczas jednego z nabożeństw w Gnieźnie Bóg dał mi odpowiedź:
„Wierzyć to bezgranicznie ufać Bogu i być posłusznym Jego Słowu”. W domu zacząłem rozmawiać z moimi rodzicami o Bogu. Chciałem wlać w nich radość z poznawania Jego i chodzenia razem z Nim. Po jakimś czasie stwierdzili, że jestem monotematyczny i że mam przestać mówić ciągle o Bogu bo nasze życie to nie tylko On, są inne problemy z którymi musimy poradzić sobie sami. Byłem innego zdania, ale oni go nie rozumieli. Żyjąc ze mną na co dzień zaobserwowali duże zmiany, myśleli że to za sprawa dziewczyny. Po pewnym czasie dzięki mocy Bożej tata zaczął pytać mnie o Boga, dużo rozmawialiśmy, ku mojej radości rozpoczął szukać Boga i chodzić na nabożeństwa. W miedzy czasie lekarze u mojej mamy wykryli nowotwór złośliwy piersi i musieli ją amputować. Wbrew wszystkiemu nie przejmowałem się tym tak bardzo i powiedziałem to rodzicom. Nie przejmowałem się tym ponieważ zaufałem Bogu i powierzyłem mamę Jego opiece. Pamiętam jak dziś słowa mojej mamy: „Marcinku widzę, że masz wiarę w sobie większą niż ja proszę pomódl się o moje zdrowie”. W trakcie ostatniej wizyty u rodziców tata od rana mówił mamię o Bogu a ona powiedziała mu jak on mi kiedyś, że ma już skończyć z tym tematem. Wtedy ze łzami w oczach podszedł do mnie i powiedział że rozumie już jak ja się musiałem czuć jak on tak mówił. Dzisiaj widzę też zmiany w nastawieniu mamy. Chętnie z nami rozmawia i chce słuchać o Bogu.
Najpiękniejsze dla mnie jest to, że ja nie szukałem Boga, a on mnie znalazł stawiając na mojej drodze odpowiednich ludzi.
Moje obecne życie jest ciągłą radością z poznawania Boga, w każdej chwili mego życia jestem szczęśliwy z tego, że mogę być jego sługą i dzieckiem. Amen
Marcin Szepke